No i pojechaliśmy do tych Gliwic. Długo nie było wiadomo czy wyjazd wypali, bo bilety nieogarnięte, potem samochód nam wypadł ;-), ale ostatecznie Bartuś zajął się porządnie tematem i mogliśmy ruszać do Gliwic. Start po godzinie 9-tej, klika piwek na drogę i jazda. Bartuś za kółkiem wytrzymał tylko do okolic Tomaszowa… Potem oddał lejce w dobre ręce a sam zajął się ulubionym zajęciem ;-). Wykorzystując duży zapas czasowy zatrzymaliśmy się w Częstochowie, po czym udaliśmy się na krótki spacer na Jasną Górę. Zastanawiam się teraz czy ktoś modlił się o zwycięstwo Legii… Jak tak to coś słabo ;-P. Z Częstochowy ruszyliśmy prosto na stadion Piasta. Wygląda trochę jak jakiś hipermarket, ale lepsze to niż jakieś klepisko z trybunami, z których nic nie widać… My widoczek mieliśmy całkiem, całkiem (co widać na zdjęciu). No i mecz! Niestety moja klątwa trwa dalej – co oglądam mecz Legii na żywo to jest remis a najczęściej 0:0 . Niestety pasjonujące widowisko to to nie było. Pośpiewaliśmy trochę, ale tego dnia bramek nie ujrzeliśmy. Po meczu „krótki” spacerek na dworzec i podróż PKP do Sosnowca. Nasza „kierowniczka” sprytnie wywinęła się z marszu ;-) i czekała na nas na miejscu z niezbędnymi zakupami na drogę powrotną :-D. Wracając zrobiliśmy sobie kilka przystanków w celu opróżnienia prowiantu. Do Warszawy dobiliśmy o 4 rano. Wyjazd bardzo pozytywny tylko jak zwykle mecz nie po naszej myśli… Klątwa działa, ale trzeba ją przecież kiedyś zdjąć! ;-)
PS. historie o pętli czy zajezdni pomijam celowo ;-P. Co by się nam kolega nie denerwował za bardzo ;-)
przypomnij mi jak sie dajerku jak sie nazywał ten obronca lecha poznan: marcin d…… ?;)
Marcin Wasilewski? ;)
niee, mala podowiedz:
pierwsza d druga r :)
zagadkę zostawię Eljotowi ;)
Drajer? ;)
dobrze kombinujesz ;)
i co sądzisz o tym „piłkarzu” ?
zmarnowany talent ;)
każdy ma do czegoś talent… ;)
może innego/innych nie zmarnował :D
może ;) a do czego ma talent siwy? :D
Siwy?
do spadania z drużynami z najwyższej klasy rozgrywkowej!