Kategoria: Wizyty u Tomka

Z wizytą u Tomka

Kilka dni temu mieliśmy okazję być z wizytą u Tomka. Jak zwykle był co pojeść na śniadanie obiad i nie tylko ;-). Tomuś tradycyjnie wykazał się nosem w doborze meczów i dzięki temu zaserwował nam bramkostrzelne widowiska typu: Judentus-Benfica czy Zawisza-Zagłębie! :-D. Wyjazd minął szybko, ale zapewne na długo zapamiętamy zmywanie naczyń pizzę, burgery czy też niechętnie oczekiwany przez wszystkich żujek stek argentyński ;-). Było smacznie, do syta i jak na Division Warsaw przystało – nigdy nudno! Dzięki Tomek!

1
będąc na miejscu odwiedziliśmy halę(?) Turowa Zgorzelec na pierwszym meczu Play Off

2

występy artystyczne to jedyne emocjonujące momenty na meczu ;-P

3

Tomuś odpala swoją maszynę

4

a teraz pokazuje w swoim bobsleju bolidzie jak trzeba jeździć

5

zacne 43 miejsce to wysoka pozycja jak na ten rodzaj wyścigów ;-)


Manchester City – Newcastle w Zgorzelcu

Pierwszy mecz Newcastle w nowym sezonie miałem okazję obejrzeć u Tomka w Zgorzelcu. W zasadzie był to punkt spotkania z chłopakami wracającymi z Węgier. Jak zwykle gościna Tomka stała na bardzo wysokim poziomie. Jedzenie super, piwo najlepsze z możliwych, grill, działka… Wszystko lux tylko ten mecz… Nastawialiśmy się na walkę i miłą niespodziankę a spotkało nas tęgie lanie i duże rozczarowanie. Newcastle pana Siwego nie ma stylu, nie ma charakteru a za to ma bandę francuskich cudaków, napastników z okręgówki (z całym szacunkiem dla tej klasy rozgrywkowej), buntowników (i to miał być kapitan zespołu?) i styl gry: kopnij daleko pod bramkę rywala i biegnij bez pojęcia, bez pomysłu w dal… W siną dal…

Dzięki Tomek za możliwość spędzenia u Ciebie tych kilku dni i do następnego oczywiście :-)


Z wizytą u Tomka :-)

Już po raz drugi dzięki uprzejmości Tomka mieliśmy okazję gościć w Zgorzelcu. Tym razem wybraliśmy się w typowo zimowej aurze chcąc przekonać się jak działają pługosolarki w województwie dolnośląskim ;-). Okazało się, że działają… szybko ;-). Ale żeby aż wyprzedzały samochody? ;-). Zanim jednak dotarliśmy do miejsca docelowego musieliśmy wcześniej odbyć 6-godzinną podróż polskim busem do Wrocławia. Droga minęła w miarę ciekawie. Potem miało być już z górki, czyli samochodem Tomka po autostradzie prosto do Zgorzelca. Okazało się, że warunki tego dnia nie pozwalają na popisy rodem z wyścigów serii Nascar ;-). Co się działo w drodze to nie napiszę, bo usnąłem od tej jednostajnej jazdy ;-). Ostatecznie zmęczeni i skrajnie głodni dotarliśmy do domu po godzinie 19-tej. Potem jeszcze tylko przygotowanie steków wołowych, ziemniaczków oraz fasolki i mogliśmy zasiąść do uczty, którą urozmaiciliśmy sobie odrobiną Jägermeistera :-). Po takim dużym posiłku nastąpił mały odpoczynek po czym przyjęliśmy trochę procentów ;-). W sobotę rano odwiedziliśmy „Zieloną Pietruszkę” na śniadanku a następnie wybraliśmy się do Reichu po zakup niezbędnych zapasów. Bartuś szybko namierzył regał z mocniejszym alkoholem, co akurat nikogo nie zdziwiło. Ma nosa. Po prostu. Wracając z Niemiec wpadliśmy jeszcze na moment na działkę, którą mieliśmy okazję zobaczyć już w ubiegłe lato. Tym razem warunki były zgoła odmienne. Mnóstwo śniegu i wszędzie biało. Jedyne czarne punkty na działce to dwa psiaki :-). Po powrocie do domu zabraliśmy się za przygotowanie obiadu, którym było risotto. Dużą pomocą wykazał się Bartuś, który… udawał, że wie co robi ;-). Obiadek był syty do tego stopnia, że każdy zrobił sobie przerwę na drzemkę. Obudziliśmy się na wydarzenie dnia, czyli mecz Legii. Wyposażeni w okulary 3D oczekiwaliśmy dobrego meczu i zwycięstwa wiadomo kogo. Skończyło się tak, że szkoda gadać… W trakcie meczu zjedliśmy jeszcze spaghetti i trzeba przyznać, że Bartuś to lubi pojeść – podobnie jak Tomek i ja ;-). Na koniec dnia czekaliśmy na walkę stulecia, czyli pojedynek Andrzeja „wypluj” Gołotę i Przemka Salety. Cały czas oczywiście raczyliśmy się specjałami przywiezionymi z Niemiec. Dzień wyglądał mniej więcej tak: mecz w TV w tle, butelka na stole, Bartuś przy kompie obstawiający zakłady i kolejne potrawy serwowane przez Tomka :-). Żyć nie umierać! Najedzeni do syta dostaliśmy na sam koniec dnia mały deserek, czyli prawdziwą bombę kaloryczną, która „dobiła” nas na maksa. Więcej jedzenia nie byliśmy w stanie przyjąć ;-). Dzień zatem minął bardzo przyjemnie. Niedziela to śniadanko i wyjazd do Wrocławia. Tym razem poczułem, że jadę po autostradzie ;-). Jak zwykle w aucie towarzyszyła nam muzyka grupy Rammstein. Zdradzę wam w tajemnicy, że to jedyna płyta jaką posiada Tomek ;-). We Wrocławiu zaplanowaliśmy sobie, że na laptopie obejrzymy mecz, aby zdążyć na luzie na busa powrotnego do Warszawy. Wbiliśmy się więc do Burger Kinga i po włączeniu laptopa było już… 0-1. Nie za fajnie. W miarę upływu czasu jednak Newcastle opanowało sytuację za to nasza robiła się nieciekawa. Tomuś zapomniał ładowarki do laptopa… Tutaj muszę jednak pochwalić naszego kolegę, który skombinował to co trzeba i mogliśmy obejrzeć mecz do końca. Zjedliśmy po zgnieciuchu, zobaczyliśmy 4 bramki dla Newcastle, więc można było jechać na dworzec. Na dworcu ostatnie kilka minut rozmowy i wróciliśmy do Warszawy kończąc cały wyjazd tradycyjnym piwkiem w kebabie na Kopińskiej :-).

Podsumowując wyjazd trzeba przyznać, że kolejny raz Tomek ugościł nas naprawdę fantastycznie! Jak zwykle nie zawiódł pod względem kulinarnym, co dla mnie i szczególnie dla Bartka miało duże znaczenie. Jeszcze raz dzięki za gościnę i do zobaczenia – mamy nadzieję – już wkrótce! Warto było jechać! Pozdrawiam! :-)

FOTORELACJA Z WYJAZDU!

Bartek gotuje :-D

3-2 dla Newcastle!

4-2 dla „Srok”! Jest wygrana!


Pozdrowienia ze Zgorzelca!

A my tymczasem na wyjeździe. Jak teraz to czytacie to Bartuś właśnie odpoczywa na kanapie po obfitym obiadku i może powiedzieć, że pierwszy raz w tym roku jest najedzony… de facto ;-). Pozdrawiamy! Tomek, Bartek i Dajerro :-)

Bartuś