Nasz duński dynamit dał sobie spokój z bieganiem za piłką. Dla mnie będzie najbardziej kojarzył się z bramkami w meczu z Cardiff. Tak, tak, tego słynnego meczu, którego mieliśmy nie zobaczyć (pozdrowienia środkowym palcem dla PKP, krakowskiego przewozu osób i „hotelu” Trzy Kafki). Daliśmy jednak radę (chuj, że trzech bramek nie widzieliśmy, ale czy to ważne? ;-P). Jak wiadomo Newcastle strzeliło 5 bramek, ale tylko trafienia Lovenika przyszło nam obejrzeć. Bramka na 5:1 została uwieczniona moim sprzętem nagrywającym, choć trudno nazwać to coś filmem. Teraz lepsze obrazy nagrywa się kalkulatorami, nie mówiąc już o smartfonach, ale takie były czasy. Mimo lichej jakości można poczuć trochę emocji z tego meczu. Dużo wspomnień, wyjazd przypominał czasami film „Oszukać przeznaczenie” ;-).

Peter Lovenkrands – dzięki za wszystko!, moja produkcja full HD ;-)