Tag: Coca-Cola Championship

Znamy terminarz „Srok” na sezon 2016/2017

terminarz_2016-2017


… z drugiej niekoniecznie (5.02.2010)

Jak Eljot szybko zauważył w poprzednim wpisie miałem na myśli 2-osobowy wypad ekipy DW (Woody i ja) na mecz rozgrywek Coca-Cola Championship. Zapragnęliśmy zobaczyć potyczkę Newcastle z Cardiff City i pomimo tego, że niebiosa (dosłownie!) nie były nam przychylne to cel osiągnęliśmy :-). Nie będę długo rozwodził się nad historią, którą każdy już zna (w pracy nikt mi nie chciał w nią uwierzyć). Zaczęło się od pociągu, w którym brakowało mocy, żeby wskoczyć na „trójeczkę” a dalej to już poszło lawinowo… Spore opóźnienie w Krakowie, pseudo-taksówka, taxi-driver Rynkiewicz i jego zajebiste promocje, odlatujący (a raczej uciekający) samolot, pan Król i jego tanie miejscóweczki w Krakowie dla chłopaków z Warszawy… Mało? To jedziemy dalej. Nocleg w 3 Kafkach, moje zniechęcenie (Woody ostatecznie przekonał mnie, że nie można odpuścić, skoro i tak już w chuj kasy poszło się… przepadło!), kolejne bilety na samolot, samolot z opóźnieniem, szybki transport do centrum Edynburga (oczywiście taksóweczką w promocji – po co jechać busem za 3 funty jak można taksą za 15…), szukanie pociągu do Newcastle (bilety? wiadomo.. mega „promocyjna” cena). Uff, sporo już się działo, ale wciąż nie jesteśmy nawet w okolicach stadionu… Zatem dalej! Wysiadka na dworcu w NCL i szybki transport z panem pakolem taksą pod stadion. Zajebista sprawa. Parę minut jazdy i 5 funtów poszło do angielskiej złotówy. Teraz szybko do bramek i na stadion… Zajęłoby to dosłownie chwilę, tyle że problemem był… nasz duży bagaż podróżny. I zaczęło się. Pani w box office nie wyraziła chęci pomocy, jakiś podchmielony steward zaczął ją opierdalać, ale nic nie wskórał. Szybka decyzja. Wbijamy się na trybuny z torbą podróżną :-D. I to do pierwszego rzędu :-). Na szczęście trafiliśmy na babeczkę, która tylko zerknęła do środka torby, czy przypadkiem nie mamy tam nic „wybuchowego” i wpuściła nas na trybuny pokazując nawet nasze miejsca ;-). W międzyczasie, czyli w momencie jak ujrzeliśmy murawę Karolina strzela bramkę. Na stadionie szał! Szybko wyliczyliśmy, że może być ok. 15 minuta meczu a tu już 1-0 dla nas. Pomyśleliśmy: zajebiście! Dla pewności pytamy angola o wynik. Ten do nas wypala: 3-0. Co kurwa ???! Jaja se robisz? Niestety, ale to była prawda. Jak pech to pech! Nie może być inaczej ;-). Raptem kilkanaście minut obsuwy i już taki wynik… Do pełni (nie)szczęścia brakowało tylko, żeby taki wynik został do końca. Tutaj jednak po raz drugi dopisało nam szczęście (w tej całej lawinie pomyłek, opóźnień, uprzejmych taxi-driverów i szpitalnych łóżek w 3 Kafkach) i Lovenik dołożył w drugiej połowie 2 trafienia. I to akurat na bramkę, za którą siedzieliśmy! Pełnia szczęścia, no lepiej być nie mogło. Skoro lepiej być nie mogło to zawsze może być gorzej ;-). Pech upomniał się o swoje i nie dał nam wytchnienia do późnej nocy. Dlaczego? Otóż po meczu rozemocjonowani całym dniem, meczem i naszym pechem wpadliśmy w straszny gąszcz ludzi, którzy – tak nam się wydawało – szli w przeciwnym kierunku. Zatem szybki orient i sprawa stała się jasna. Byliśmy po środku kibiców Cardiff! Jako jedyni z Newcastle :-). Postanowiliśmy odbić w bok, co spowodowało małe zamieszanie i zidentyfikowanie nas przez fanów z Walii. Do tej pory pamiętam polsko-angielską niezwykle „uprzejmą” konwersację Woody’ego z jakimś angielskim capem :-D. Potem wielu miejscowych fanów dziwnie na nas patrzyło, widząc jak we dwóch wychodzimy z tłumu kibiców Cardiff ;-). Tylko co dalej?… Pech spowodował, że nie mieliśmy noclegu a gdy wydawało się nam, że zmierzamy już w dobrym kierunku to okazało się zupełnie… odwrotnie. Jak pech to pech. Ostatecznie znaleźliśmy jakiś kąt do spania, ale czułem się jakby doba trwała ze 40 godzin… Miało być krótko i bez rozwodzenia, ale nie dało się ;-). Ta historia podnosi mi ciśnienie, choć teraz tylko uśmiecham się na myśl o tamtej wyprawie. To był najbardziej nieogarnięty wyjazd w mojej historii. Totalna improwizacja. Kumulacja pecha. Potrójna, bo i powrót był z przygodami, ale tego już nie będę wspominał :-).

KILKA ZDJĘĆ Z NASZEGO WYJAZDU!