Wielka piłka w Warszawie! Finał Ligi Europejskiej to pierwszy tego typu finał na ziemi polskiej, więc trzeba było wybrać się i zobaczyć na własne oczy ;-).
Zanim można było planować wypad na mecz najpierw postarałem się o bilet. Losowania, chuje muje, trafiłem. Problem w tym, że wylosowany nie mógł wymigać się od kupna, bo kasę (a mało do zapłacenia nie było…) ściągali od razu z karty, którą podawało się przy rejestracji konta. Co dalej? Oczywiście rozważałem sprzedaż biletu na portalach aukcyjnych, bo była to niestety tylko jedna sztuka. Sprawdzając alledrogo i inne oelixy zauważyłem, że na podobny pomysł wpadło jeszcze z 10 tysięcy ludzi parę osób. Ceny różne, od kilkuset do nawet 2 tysięcy zł. Sporo, ale po dłuższym zastanowieniu postanowiłem wybrać się na mecz. W końcu i tak nikt by go ode mnie nie odkupił finał europejskiego pucharu nie rozgrywa się za często w Polsce i to tuż pod domem ;-P.
biedy, ale zabawił się na bogato ;-)
Okolice stadionu na 2 godziny przed meczem opanowane były głównie przez fanów Sevilli. Co do ich „zabawy” na ulicy Francuskiej to krążą różne opinie. A to, że w Hiszpanii taka kultura bycia, a to, że turystom nikt nie będzie bronił. No nie wiem, ale śmieciowy armagedon stał się faktem :-/.
czyściochy z Sevilli
Liczba koników pod stadionem była zaskakująco duża. Co chwilę było słychać naszych rodaków z hasłem „tykets for sale”. Chętni nawet i byli, tyle że przy bramkach sprawdzali dowody osobiste, bo bilety były imienne ;-). Zapewne taki delikwent wracał pod stadion i zamieniał się w… konika :-D. Panta rhei…
wbijam właśnie na stadion ;-)
Miejscówka z biletu była tuż obok sektora fanów Dnipro. Dookoła język ukraiński, Sviety, woń alkoholu, czyli sami swoi ;-). Mecz? Jak to mecz, bałem się o nudne 0:0 i pierwszej bramki dopiero w drugiej serii rzutów karnych. Było jednak o niebo lepiej, bramki, zmiana prowadzenia, remis i zwycięski gol na kwadrans przed końcem. Jak za taką cenę biletu to umówmy się, że widowisko zwróciło się (;-D). Pierwszą połowę przesiedziałem na swoim „ukraińskim” sektorze, ale w 2 połowie postanowiłem się trochę pokręcić po antresoli. Nie była to do końca przemyślana decyzja, bo wiało jak jeden chuj ;-). Jedyny pozytyw był taki, że spotkałem Jacka Zielińskiego (tego z Legii, nie tego z Cracovii) a negatyw taki, że gdzieś mi zniknął z oczu dosyć szybko ;-).
ceremonia przed meczem
Po meczu chwila przerwy, ceremonia, puchar, jakaś chujowa piosenka przez kilka minut, która okazała się (chyba) hymnem Sevilli i można było zbierać się do spaceru… aż do Centralnego. Jak zwykle przy okazji takich meczów most zamknięty dla ruchu, więc znów w towarzystwie Ukraińców zmierzałem do centrum. Fani Dnipro smutek zapijali Harnasiami i bardzo mnie zastanawiało czy to smak czy może cena skusiła ich do picia tegoż piwa(?).
Podsumowując. Wieczór z Ligą Europejską całkiem udany oprócz ceny biletu, wiatru na stadionie oraz spaceru do Centrum ;-) i nie ma co narzekać, że drogo :-D. Kolejny finał pewnie za sto lat już niebawem!