Wyjazd do Gelsenkirchen na Schalke Cup jest już dla nas historią. Choć był to tylko towarzyski turniej to mimo wszystko warto było zobaczyć „Sroki” w akcji. Dla niektórych z nas była to pierwsza okazja do obejrzenia zwycięskiego meczu Newcastle United na żywo.
Na turniej wyjechaliśmy autem w piątek wieczorem w składzie: Bartek, Eljot (Kiki?, Jarhead?), Woody, Łukasz oraz ja. Podróż – trzeba przyznać szczerze – nie należała do lekkich. Kilometry z każdą godziną wydłużały się niemiłosiernie, więc postanowiliśmy zrobić mały skok w bok i odwiedzić stolicę Niemiec – Berlin. To nic, że było jakoś około 3 w nocy. Lepsze to niż ciągła jazda samochodem po autostradzie ;-). Spojrzeliśmy na Bramę Brandenburską, siedzibę pani Merkel oraz stadion olimpijski – arenę Igrzysk z 1936 roku. Stadion delikatnie mówiąc nie zauroczył. Byliśmy zdziwieni, że na tym czymś zorganizowano finał Mistrzostw Świata 8 lat temu. Stadion chyba zatrzymał się w epoce obiektów typu naszego bazaru „Europa”. Oczywiście mówimy o wyglądzie z zewnątrz, w środku nocy, w słabym oświetleniu. Warunki nie były „optimal” jakby to powiedział Eljot vel „Kiki” ;-).
tak wyglądał stadion w 1936 roku…
… a tak w nocy z 1 na 2.08.2014 – oczywiście tego brzydkiego symbolu na prawej kolumnie już nie ma!
Przez wizytę w Berlinie na miejscu byliśmy nieco później niż zakładaliśmy – dokładnie w sobotę rano. Od razu udaliśmy się pod Veltins Arenę w celu zakupienia biletów na turniej, ale okazało się, że nie jest to prosta sprawa. Nikt nie wiedział gdzie będą sprzedawane bilety a i dogadać się za bardzo nie szło… Nie pomogło nawet Eljotowe „ich heisse Kiki”. Zatem nie pozostało nam nic innego jak udać się do naszej miejscówki do Dortmundu, żeby następnie wrócić do Gelsenkirchen przed rozpoczęciem turnieju. Druga próba zdobycia wejściówek zakończyła się powodzeniem. Okazało się, że bilety na sektory stojące (sektor Newcastle umiejscowiony był w dużej części w sektorze gości na Veltins Arenie) to koszt 13 euro. Oczywiście zakupiliśmy najtańsze bilety, żeby potem… zasiąść sobie w sektorze z krzesełkami ;-).
bilety na turniej Schalke Cup – miejsca stojące, sektor gości
Przed kasami spotkaliśmy jeszcze 2(!) fanów z Polski: Josepha oraz Pana „Roberta” i razem w składzie 7-osobowym zobaczyliśmy pierwszy mecz. Przed meczem zdążyliśmy rozwiesić nasze flagi (otrzymaliśmy sygnały z Polski, że są widoczne w relacji TV) i mogliśmy skupić się na turnieju.
nasze flagi było doskonale widać w TV – było TAP oraz Robson
Zaczęło się… hmm… dosyć typowo jak na Newcastle. Do przerwy 0:3 z Malagą. Zmęczeni podróżą nawet nie mieliśmy siły zdenerwować się na Siwego za taki stan rzeczy. No może wyjątkiem był Woody, który poświęcił kilka ciekawych zdań panu pracującemu w Newcastle na etacie „menedżera” (swoją drogą ile jeszcze ten wakat będzie trwał?!). Po przerwie honor „Srok” uratował nadspodziewaniedobrze grający Globus (drugiego dnia również wyróżniał się na placu). Pech polegał na tym, że w momencie bramki dla Newcastle stałem… w kolejce po piwo :-/. Niby były tam telewizory z relacją meczową, ale najpierw usłyszałem dużą radość a potem (jakieś 10 sekund później) bramkę Obertana. Ciekawa relacja live… Jechać 1100 kilometrów i obejrzeć jedyną bramkę dla Newcastle z Malagą w TV – bezcenne :-D.
sektor stojący dla fanów Newcastle – w prawym dolnym rogu głośnym śpiewem wspierają „Sroki” Pan „Robert” i Joseph
Na boisku emocje zakończyły się dla nas już po 45 minutach, ale za to a trybunach było dosyć ciekawie. Ktoś mądry posadził grupy kibiców Newcastle oraz West Hamu na jednej trybunie za bramką a za bufor robiły dwie tasiemki oraz kilku stewardów będących tam dla zachowania pozorów bezpieczeństwa. Efekt nie mógł być inny niż mniejsze lub większe konfrontacje (należy dodać, iż po stadionie Schalke można spacerować sobie z piwkiem i nie ma żadnych zakazów z tym związanych). West Ham zwędził jedną flagę kibicom Newcastle, ale jak się okazało dzień później została ona… zwrócona (w Polsce panują trochę inne obyczaje jeśli chodzi o krojenie barw ;-D). Ogólnie niemieccy stróże prawa nie do końca zdawali sobie sprawę z klimatów panujących na Wyspach. Może oni – podobnie jak Tusk i spółka – również wyszli z założenia, że „tam to sobie już poradzili z chuliganami za czasów pani Margaret Thatcher”… Po naszym meczu byliśmy świadkami bezbarwnego pojedynku gospodarzy z Młotami. Mecz wynudził nas niemiłosiernie a o wygranej zadecydowały karne. O dziwo wygrali je wyspiarze.
W niedzielę powtórzyliśmy manewr z biletami i ponownie za 13 euro znaleźliśmy się na stadionie. Tym razem policja lepiej przygotowała się do separacji zwaśnionych grup kibiców choć do ideału było daleko ;-). Na stadionie odnalazł się Adonis – największa zguba sobotnich wydarzeń. Tego dnia już nie miał do „ogarnięcia tematów” i mógł z nami spokojnie obejrzeć mecze. Finalnie było nas ośmiu. W pierwszym meczu Malaga zapewniła sobie zwycięstwo w turnieju pokonując West Ham 2:0. Ostatni mecz turnieju to pojedynek Newcastle z Schalke. Po bramkach nowych nabytków prowadziliśmy 3:0 a Schalke było w stanie odpowiedzieć tylko jednym trafieniem. Dzięki temu „Sroki” zajęły drugie miejsce w turnieju prezentując momentami całkiem przyjemny futbol. Zobaczyć zwycięskie Newcastle? Uczucie nieznane mi od… 2010 roku ;-). Po turnieju poszliśmy na pożegnalne piwko z chłopakami z Gdańska i można było powoli zbierać się do powrotu. W stolicy ponownie zameldowaliśmy się… po 8 rano w poniedziałek. Byliśmy jak zombie… To był szalony weekend, ale było warto!
Podziękowania dla tych co byli! Miało być nas 20-tu a wyszło jak wyszło. To już chyba tradycja (smutna niestety). Szczególne podziękowania dla Łukasza – naszego kierowcy – za pewną i bezpieczną jazdę oraz szybki transport do Polski z niedzieli na poniedziałek. Do następnego!
Division Warsaw on Tour 2014