Tag: Tim Krul

I z czego ta radość Timuś?!

Timuś kurwa błaźnimy się kolejny raz z rzędu z farfoclami a ty gratulujesz/dyskutujesz/radujesz się/masz wyjebane na wyniki Newcastle/opowiadasz o swoim epizodzie na MŚ w Brazylii (niepotrzebne skreślić, jeden chuj) z panem Defoe?! No bez jaj…

krul-defoe


Wstyd!

Co oni grają?… Ja jebie. Z jakimiś waflami taka porażka. Papiss to już z żadnej sytuacji nie strzeli bramki a Timuś też daje do pieca. Wstyd i nic więcej!

timuś

Timuś co się z tobą dzieje?!

reka

ręka!!!

fulham

3 strzały na bramkę… żenada


Toon Army Poland na Tyne-Wear derby!

wyjazd 2013

Kolejny wyjazd kibiców z Polski do Newcastle stał się faktem :-). Tym razem uzbierało się nas siedmiu śmiałków by zobaczyć dwa pewne zwycięstwa (:-D) naszych kochanych „Srok” w meczach z Benficą oraz Sunderlandem… Jak było? :-) Może zacznijmy od samego początku :-). Miłej lektury!

Zbiórka przed wylotem miała miejsce w barze na Okęciu. Tam spożyliśmy ostatni normalny posiłek, który musiał nam starczyć na kolejne 4 dni (na Wyspach jak wiadomo raczej nic zjadliwego nie ma). Po obiadku i piwku udaliśmy się na lotnisko (tutaj dołączyli do reszty Woody i Falcker), gdzie po zakupie niezbędnych akcesoriów ;-) ruszyliśmy w drogę! W locie skorzystaliśmy z zakupów dokonanych na ziemi i w ten sposób umilaliśmy sobie czas aż do samego Manchesteru. Było miło i wesoło. Sprite rządzi! Na miejscu okazało się, że czasu to mamy jak na lekarstwo. Falcker, RiQ oraz Papug pojechali samochodem do Newcastle dzięki pomocy jednego z fanów, który mieszka w Anglii. Reszta, czyli całe Division Warsaw udała się (a dokładniej biegła na łeb na szyję) do pociągu. Zdążyliśmy na styk. Trochę adrenaliny było. To trzeba przyznać.  W pociągu po krótkim odsapnięciu uraczyliśmy się dobrze znanym wszystkim piwkiem Królewskie. Podróż oczywiście minęła bardzo miło i gwarno :-). Na dworcu w Newcastle szybka taksa i prosto na stadion. Na trybunach zameldowaliśmy się dosłownie w pierwszych minutach meczu. Jeśli chodzi o sam mecz to pierwsza połowa bez historii – mogło by jej nie być mówiąc szczerze. Papisik spalił po raz pierwszy i było po pierwszej połówce. Druga połowa była znacznie ciekawsza. Sporo akcji, spalony nr 2 naszego napadziora a za moment 1:0 i oczywiście Papiss Demba Cissé :-). Były szanse, żeby walnąć na 2 i awansować, ale brakowało szczęścia, konsekwencji, napastnika (?). W doliczonym czasie dostaliśmy na 1:1 i było po zawodach. Dzięki za walkę! Po meczu pokręciliśmy się w okolicy miejsca, gdzie wychodzą piłkarze i udało się kogoś tam spotkać ;-). Był Rob Elliot, ale do niego głównie podbijały dzieci ;-). Kilku piłkarzy wyjechało z obiektu swoimi wypasionymi furami, choć mówiąc szczerze to zasługują oni na starego Golfa, Forda Sierrę czy Audi 80! Na szczęście całą podróż, zmęczenie i pośpiech wynagrodził nam Timuś. Wychodząc z budynku klubowego przystanął na moment, dzięki czemu mamy z nim dobrą fotę! Po meczu udaliśmy się do naszej miejscówki, którą załatwił Falcker i tam spożyliśmy jeszcze troszkę… herbaty. W piątek główną atrakcją dnia była wizyta na stadionie Sunderlandu. Na stadionie to może przesada, bo byliśmy w sklepie klubowym (wydaje mi się, że Eljot to również fan „Kotów” – spójrzcie na zdjęcia!) oraz w pobliskim pubie. Na wieczór zaplanowany był mały melanż z miejscowymi angolami. Po pysznym (choć słyszałem też negatywne opinie) obiadku przysiedliśmy do małych zawodów z gospodarzami. Dlaczego zawodów? Zaproponowano nam grę karcianą, która polegała na odkrywaniu kart i… piciu gorzały ;-). To tak w dużym skrócie. Kluczem do wygranej okazała się tzw. 12 karta. Polacy to jednak potrafią poradzić sobie w każdej sytuacji ;-). Za dobre (tzn. prawidłowe) ułożenie kart odpowiadali RiQ i Woody. Dali radę :-D. Zabawa trwała do późnych godzin nocnych a potem???… RELAX :-D. Całkowity relaks! Było dobrze. W sobotę od rana robiliśmy zakupy w sklepie klubowym by następnie udać się do Krajka na mecz Wisły z Legią. Legia wygrała, więc dla ekipy z DW była to bardzo dobra wiadomość (jeszcze trochę i widzimy się na Starówce pany!). Na ostatnią noc ekipa z Warszawy wybrała sobie nocleg nad morzem. Wykorzystaliśmy ten fakt i trochę spędziliśmy czasu na plaży Morza Północnego. Wiało… Do dzisiaj czuje, że wiało… To była długa noc, podczas której wykończyliśmy Eljota nasze ostatnie zapasy. Do derbów było coraz bliżej. W niedzielę główny punkt wyjazdu – mecz z Sunderlandem. Na trybunach byliśmy już pół godziny przed meczem. Pełni nadziei, bo nie powiem, że wypoczęci ;-). Nastała godzina zero. Piłkarze wybiegli na murawę, ogłuszający hałas na trybunach a potem mecz. No właśnie mecz… He he. Na boisku nic nie wychodzi, tzn. wychodzi ale tym w biało-czerwonych strojach. Do przerwy 0:1. Rozmawiamy i stwierdzamy, że po przerwie wyjdziemy na 2:1 i będzie super. Zaczyna się 2 połowa. Poprawy nie widać. Wchodzi Shola, wchodzi Hatem, ale nic nie chce wpaść. Jak wpadło to Webb nam nie uznaje, choć powinien!!! Wtedy już było wiadomo, że ten mecz nie będzie dla nas miłym wspomnieniem. Pod koniec dostajemy kolejne 2 ciosy i padamy na matę znokautowani 0:3! Tego nikt się nie spodziewał! Dramat! Żenada! Brakuje mi słów, żeby opisać uczucie, które towarzyszyło mi podczas wychodzenia ze stadionu. No do kurwy nędzy tak nie może być!!! Po meczu szybko udajemy się na dworzec a następnie pociągiem do Edynburga. W Szkocji też nie ma na nic czasu, więc do taksówki i na lotnisko. Jeszcze moment i odlatujemy do Polski. W Łodzi lądujemy ok. 21:30. Chujowa passa trwa dalej. Nie było pociągu do Warszawy, więc koczujemy w Łodzi do 1 w nocy (choć koczujemy to jednak złe słowo, były też momenty przyjemne dla oka…), by następnie odjechać do Warszawy PKSem, który jechał i jechał, jechał i jechał i ostatecznie dojechał ok. godziny 4 nad ranem. W tym momencie należy podsumować cały wyjazd. Powoli staje się to już tradycją, ale kolejny raz cały wyjazd jest bardzo pozytywny a jedynym minusem okazuje się… mecz a dokładnie gra i wynik drużyny Newcastle. Wiadomo, że nie tylko mecz decyduje o tym czy wyjazd się udał czy nie, ale ileż razy można oglądać wpierdol 0:3?! Do 3 razy sztuka? Okaże się…

Na koniec pozdrowienia dla wszystkich towarzyszy tej wyprawy. Były momenty bardzo śmieszne, ale były też te zdecydowanie mniej. Mam jednak nadzieję, że wyjazd był dla Was ciekawym i pozytywnym doświadczeniem. Pokazaliśmy, że potrafimy bawić się w każdej sytuacji. Jeszcze raz dzięki za te 4 dni i do zobaczenia na kibicowskim szlaku!

Division Warsaw On Tour 2013


Z cyklu: znajdź różnicę!

Czyżby naszemu Timusiowi wróżyli karierę na miarę Gigiego Buffona ? ;-) Wygląda na to, że myśli tak Puma. Nie pozostaje nam nic innego, jak tylko dopingować sympatycznego chłopaka z Hagi aby osiągnął równie dużo, co bramkarz Italii. Zatem prosimy o kilka mistrzostw Anglii, jakiś puchar, przynajmniej o jeden finał Ligi Mistrzów ;-) W dorobek reprezentacyjny już nie wnikam – a zresztą… Wygrywaj, co chcesz, byle dużo!!! :-)